- Grało mi się bardzo dobrze, do tego publiczność była bardzo pozytywnie nastawiona - ocenia Igor Pikayzen. To był wspaniały wieczór. Współpraca z orkiestrą też była udana - łatwo się porozumiewaliśmy, mieliśmy podobne pomysły. Myślę, że orkiestrze grało się równie miło, jak mnie!
Pierwszą część koncertu wypełniły utwory Henryka Wieniawskiego. Jako pierwszy, wyjątkowo liczna tego wieczoru, publiczność usłyszała II koncert skrzypcowy d-moll op. 22. Składająca się z trzech części kompozycja powstawała długo - Wieniawski poświęcił na jej napisanie i dopracowanie kilkanaście lat - jednak rezultatem jest dzieło wybitne, świadczące o dojrzałości stylu kompozytora. Pomimo tego, że od jego napisania minęło ponad 150 lat jest to wciąż jeden z najpopularniejszych i najczęściej wykonywanych - obok dzieł Mieczysława Karłowicza i Karola Szymanowskiego - koncertów skrzypcowych polskich kompozytorów, zaś na świecie może się równać popularnością z utworami innego wirtuoza, Niccolo Paganiniego.
Jednak Igor Pikayzen udowodnił w tym trudnym utworze, że nie bez powodu jest laureatem licznych nagród na międzynarodowych konkursach skrzypcowych i koncertuje na całym świecie. Pochodzący z muzycznej rodziny, grający od piątego roku życia, a debiutujący w wieku ośmiu lat koncertem z orkiestrą symfoniczną Pikayzen okazał się artystą wybitnym. Z niesłychaną łatwością, płynnie i lekko połączył błyskotliwą technikę i finezję z głębią interpretacji. Być może rosyjskie pochodzenie solisty miało wpływ na to, że doskonale odnalazł się w klimacie utworu polskiego kompozytora - pełnego słowiańskiego temperamentu i śpiewnej melodyki. Już w pierwszej części Allegro moderato, poza typowo wirtuozowskimi partiami Pikayzena, zabrzmiały piękne partie dialogowe pomiędzy solistą, a orkiestrą. Równie błyskotliwie - wspierany akompaniamentem orkiestry - solista wypadł w części drugiej koncertu - Andante ma non troppo - czarując urzekającą melodią i stopniowaniem napięcia. Finałowa, niezwykle dynamiczna część trzecia - Allegro moderato - złożona z kontrastujących ze sobą partii solisty i orkiestry, z wysuniętą na plan pierwszy melodią przywodzącą na myśl cygański taniec zakończyła to porywające wykonanie. Po długiej - całkowicie zasłużonej owacji - zabrzmiał Polonez D-dur op. 4 Henryka Wieniawskiego. Napisany w 1853 roku błyskotliwy utwór, łączący tradycje narodowe z lirycznym romantyzmem był kolejnym popisem młodego skrzypka i muzyków Filharmonii Kameralnej. Nic dziwnego, że długotrwała owacja odniosła skutek - Igor Pikayzen zagrał raz jeszcze, wykonując na bis - już bez wsparcia orkiestry - popisowy Kaprys nr 23 Paganiniego.
Po przerwie Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego wykonała V Symfonię C-moll op.67 Ludwika van Beethovena - jedno z najważniejszych dzieł w historii muzyki, utwór, który odcisnął ponadczasowe piętno nie tylko w dziedzinie muzyki klasycznej, ale jest równie znany w kulturze i muzyce popularnej. Wszystko to dzięki charakterystycznemu motywowi rozpoczynającemu część pierwszą utworu - Allegro con brio. Nawet jeśli ktoś nie jest melomanem czy miłośnikiem muzyki, zna doskonale te początkowe, zapadające od razu w pamięć dźwięki.
-" W całej historii muzyki mało jest dzieł tak doskonałych i potężnych jak V Symfonia Ludwika van Beethovena - pisał Bohdan Pilarski - muzykolog, redaktor "Ruchu Muzycznego". Doskonałość formalna, monumentalna architektonika tego "dźwiękowego gmachu" i niezwykła potęga wyrazu - łączą się tu nierozerwalnie, tworząc organiczną całość. Porównywano tę Symfonię do zjawisk przyrody, gdyż jest w niej rzeczywiście coś z groźnych, choć poskromionych wolą człowieka procesów natury".
„Symfonia losu” - określana tak od słów, które kompozytor miał rzekomo wypowiedzieć, wyjaśniając genezę motywu otwierającego utwór - "tak oto los puka do drzwi" - składa się z czterech części, z czego dwie ostatnie są ze sobą bezpośrednio połączone. Kompozycja jest też często interpretowana jako przedstawienie w formie muzycznej zmagania się Beethovena z bezlitosnym losem - postępującą nieubłaganie utratą słuchu, co było dla niego wielkim ciosem.
Począwszy od dynamicznego, wręcz groźnego w wymowie początku, poprzez lekką, oniryczną Andante con moto, dramatyczną, utrzymaną w charakterze scherza część trzecią, aż do potężnego, pełnego radości i siły finału utwór okazał się wielkim triumfem Filharmonii Kameralnej. W czasie przerwy można było usłyszeć głosy, czy aby skład orkiestry Filharmonii nie jest zbyt skromy, by oddać w pełni potęgę i monumentalny charakter dzieła Beethovena. Nic bardziej mylnego - tym bardziej, że jeszcze za jego życia dyrygował on swymi utworami w zbliżonym ilościowo i instrumentalnie składzie - na przykład VII Symfonię wykonało po raz pierwszy 27 muzyków pod batutą kompozytora. Zebrani w Sali Koncertowej łomżyńskiej Filharmonii, mieli możliwość obcowania w ten czwartkowy wieczór z dziełami ponadczasowymi, w równie doskonałym, wręcz perfekcyjnym wykonaniu. Pisząc ten tekst słucham różnych wykonań V Symfonii z płyt - bardzo dobrych, czasem nawet porywających. Jednak nawet najlepsze nagranie nie jest w stanie oddać magii prawdziwej muzyki słuchanej na żywo - warto się o tym przekonać już na kolejnym koncercie Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży!
tekst: Wojciech Chamryk
zdjęcia: Elżbieta Piasecka Chamryk