Już pierwsza prezentacja skróconego programu w czasie koncertu szkolnego „Muzyczny relaks - trzeźwe szkoły” okazała się wielkim sukcesem. Młodzież z wyjątkowym zainteresowaniem przyjęła orkiestrowe wersje znanych przebojów – nawet tych, których wcześniej nie znała:
- Występowało mi się bardzo dobrze – oceniał Steffen Möller. - Czułem podczas koncertu, że wybór utworów muzycznych był odpowiedni – chociaż byłem zaskoczony, że wiele osób, wiele dzieci na sali chyba nie znało Phila Collinsa. Chyba bardziej znają Beethovena niż Collinsa. Byłem również zszokowany, że mało komu mówiła coś nazwa Behemoth.
Południowy koncert był jednak zaledwie wstępem do tego, co wydarzyło się wieczorem w sali Koncertowej Filharmonii Kameralnej.
Program koncertu, wykorzystujący talent aktorski i kabaretowy gościa Filharmonii został oparty na książce „Moja klasyczna paranoja”.
- Opowiadam w niej o swoim ciężkim dzieciństwie – wyjaśnia Möller. - Bo ja nie jestem normalny. Jestem inny – bo jestem fanem muzyki klasycznej!
Od dziecka interesowałem się muzyką klasyczną. Mam brata, który nie za bardzo lubi klasykę. Drugi brat z kolei kocha hip-hop. Dlatego zawsze nurtowało mnie pytanie: dlaczego jestem fanem muzyki klasycznej? Co w tej muzyce jest? Dlatego napisałem tę książkę, żeby to ustalić (śmiech).
Autor mówił w czasie koncertu o wszystkich wydarzeniach, które doprowadziły do tego, że muzyka klasyczna zajęła tak ważne miejsce w jego życiu. Najważniejszym było to, że w dniu 13. urodzin dostał od mamy trzy kasety. Pierwszą była wymarzona „The Best Of Abba”, dwiema kolejnymi uwory Händela i Beethovena, w tym osławiona V Symfonia. Tak zaczęła się jego trwająca do dziś fascynacja. Przez lata Möller czuł się gorszy, ponieważ słuchał muzyki poważnej i chodził do filharmonii. Był dyskryminowany nie tylko przez rówieśników, którzy słuchali rocka i popu. Także w rodzinie nie mógł liczyć na akceptację i zrozumienie: ojciec, profesor teologii, cenił tylko Bacha, zaś młodsi bracia, Tilman i Julian uważali Steffena za zwykłego snoba. Wbrew wszystkim okolicznościom Möller nie zmienił swych muzycznych fascynacji. Zaczął się tylko maskować, by nie uchodzić wśród rówieśników za dziwaka i odmieńca, odkrywając przy okazji zespoły grające muzykę ambitną, czerpiące z klasyki, jak Queen, Pink Floyd czy Procol Harum.
- W Niemczech muzyka poważna jest popularna, ale wśród emerytów – mówi Möller. - Kiedy się wejdzie do największego sklepu muzycznego w Berlinie, to w podziemiach jest duży dział muzyki klasycznej. Ale jak się tam rozejrzeć, to są tam prawie wyłącznie mężczyźni i prawie wszyscy mają powyżej 40 – 50 lat. W operach jest więcej kobiet na widowni, tylko, że kobiety nie kupują płyt. Lubią przeżyć koncert na żywo. Być może w Niemczech jest troszeczkę więcej fanów muzyki klasycznej niż w Polsce, ale to nie jest tak, jak wielu Polaków myśli, że co drugi Niemiec gwiżdże rano Beethovena. Naprawdę byłem osamotniony na podwórku szkolnym. Queen wydawał mi się jeszcze najmniejszym złem. Później jednak odkryłem Pink Floyd, Nirvanę i przede wszystkim Pearl Jam. U Queenów zawsze mi się podobały te pompatyczne aranżacje, ten patos. Bardzo lubię na przykład utwór „Innuendo”, który ma w środku taki pasaż z hiszpańskimi gitarami… Do dzisiaj, można powiedzieć, szukam drogi między klasyką, a dobrym rockiem. Pink Floyd będzie tu chyba najbliżej.
Poszczególne opowieści Möllera ilustrowały odpowiednio dobrane utwory i fragmenty dzieł klasycznych mistrzów. Koncert rozpoczęła instrumentalna uwertura – Polonez z opery „Hrabina” Stanisława Moniuszki. Gdy Steffen Möller przybliżył zebranym swe dziecięce fascynacje i zainteresowania muzyczne zabrzmiał jeden z największych przebojów szwedzkiego kwartetu Abba - „Mamma Mia”. Autor aranżacji Bogdan Szczepański wyeksponował w niej współbrzmienie instrumentów smyczkowych i dętych oraz partię solową fletu.
Blok utworów klasycznych rozpoczął początkowy fragment V Symfonii Ludwiga van Beethovena. Po tej - z konieczności krótkiej – prezentacji jednego z najpopularniejszych dzieł w historii muzyki, zabrzmiał jeden z największych przebojów Phila Collinsa. „Another Day In Paradise” – również zaaranżowany przez Szczepańskiego – oczarował publiczność linią melodyczną, poprowadzoną przez instrumenty smyczkowe. Zaraz po nim nastąpił najbardziej oczekiwany moment koncertu - Steffen Möller wystąpił jako solista. Najpierw zagrał na fortepianie Preludium Nr 1 C-dur Jana Sebastiana Bacha, wywołując owację zarówno wśród publiczności jak i muzyków Filharmonii. Był to symboliczny powrót do czasów dzieciństwa, kiedy to mały Steffen co czwartek przez cztery lata musiał uczyć się gry na tym instrumencie. Chętnie zamienił fortepian na kontrabas i było to słychać w kolejnym utworze, w którym zagrał solo. Był to Słoń – Éléphant z „Karnawału zwierząt” - Camille Saint-Saënsa, zagrany w duecie z kontrabasistą Filharmonii Kameralnej, Bogdanem Szczepańskim.
Jako pierwszy po przerwie zabrzmiał fragment utworu ulubionego kompozytora Steffena Möllera - Antona Brucknera. Adagio z kwartetu smyczkowego, wykonał kameralny skład Filharmonii. Po tym przepięknym, natchnionym wręcz wykonaniu nastąpiła całkowita zmiana klimatu. Okazało się bowiem, że koncert szkolny odbił się tak dużym echem wśród młodzieży, że jej część przyszła również na wieczorny koncert. Kilku uczniów łomżyńskich szkół zdecydowało się wystąpić z Filharmonią Kameralną i Steffenem Möllerem. Marcin Banach, Łukasz Lipski, Tomek Olszewski i Patryk Sajewski zaśpiewali przebój grupy Queen z 1977 r. „We Will Rock You”. Ta oparta na wyrazistej figurze rytmicznej kompozycja, w mistrzowskiej aranżacji Bogdana Szczepańskiego, okazała się wymarzona do zespołowego wykonania z publicznością. Temperaturę na sali podniósł jeszcze bardziej kolejny rockowy przebój - „Smells Like Teen Spirit” Nirvany, tym razem opracowany przez skrzypaczkę Filharmonii, Annę Balasiewicz. Steffen Möller ponownie sięgnął w tym utworze po kontrabas, wspierając Szczepańskiego. Podobnie było w przedostatnim utworze koncertu, „A Whiter Shade Of Pale”. Pierwszy przebój brytyjskiego zespołu Procol Harum, powstały przed 45. laty urzeka do dziś symfonicznym rozmachem i progresywnym klimatem. Autor aranżacji Bogdan Szczepański wyeksponował motywy oryginalnej kompozycji, bazującej na twórczości Johanna Sebastiana Bacha, z potężnym brzmieniem kotłów i quasi hammondowymi brzmieniami.
Koncert zakończył przebój z serialu „M jak miłość”, w którym Steffen Möller występował przez kilka lat. Aranżacja Anny Balasiewicz oparta na brzmieniu sekcji smyczkowej była tak chwytliwa, że niemal cała sala śpiewała melodię wylansowaną przez Wojciecha Gąssowskiego.
- Mam nadzieję, że koncerty z tak dobranym repertuarem wpłyną na wzrost zainteresowania muzyką poważną wśród młodych ludzi – ocenia Steffen Möller. Chodzi mi o to, że chcę pokazać ludziom to, że muzyka poważna jest po prostu muzyką. Bo dużo ludzi nie lubi tej muzyki wyłącznie z jednego powodu – kojarzy im się ona ze snobizmem, z czarnymi frakami i Filharmonią Narodową. Ja najchętniej chciałbym, żeby orkiestra występowała dzisiaj w białych koszulach albo nawet w pomarańczowych t-shirtach (śmiech). Żeby tylko nie na czarno, tak uroczyście. No i wybór muzyczny też jest zazwyczaj zbyt trudny, zbyt intelektualny. Też trzeba to mieszać, by pokazać, że granie „We Will Rock You” sprawia taką samą przyjemność jak granie III Symfonii Brucknera. Dla mnie to jest to samo. Próbuję podchodzić do tego bez zarozumiałości i jeśli to się uda, to może młodzież zainteresuje się na dłuższą metę taką muzyką. Do tego nie za bardzo się odnajduję w jakiejś sztywnej konwencji. Nie nadaję się do wieczorów poetyckich, gdzie ludzie delektują się poważną poezją w świetle świec. Ja muszę mieć lepszy kontakt z publicznością, u mnie każdy występ trochę pachnie kabaretem.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka - Chamryk