Z tej okazji do Łomży w prawdziwie historycznej scenerii, na wozach żeleźniakach i z atrapami broni sprzed kilkudziesięciu lat, zawitała grupa trzydziestu rekonstruktorów. Wszyscy to pasjonaci skupieni wokół Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych Okręg Łomża. - Pamięć o bitwie pod Czerwonym Borem zanika, chcieliśmy w ten sposób upamiętnić ofiary tamtych wydarzeń, żebyśmy pamiętali, że tutaj na ziemi łomżyńskiej nasi dziadkowie i pradziadkowie oddali życie za to, żeby Polska była wolna, niepodległa i suwerenna – mówi Dariusz Syrnicki, który od lat angażuje się w akcje upamiętniające wydarzenia historyczne.
Jak ważna jest pielęgnacja przeszłości i pamięć o przodkach, podkreśla historyk i publicysta Leszek Żebrowski. - Lokalnie to wydarzenie było znane, ludzie o nim wiedzieli. Natomiast w skali kraju poszło w zapomnienie. Dla mnie to o tyle ważne ze względu na tradycję rodzinną. Mój ojciec był dowódcą oddziału AK. Wielokrotnie z nim tu przyjeżdżałem od lat 60. To wszystko wydawało się być oczywiste, natomiast moi rówieśnicy w szkole w Warszawie nie mieli o tym żadnego pojęcia. Ta wiedza nie była przekazywana z różnych względów i wyrosło pokolenie "obdarte z przeszłości". Teraz powoli wracamy do tego – opowiada Leszek Żebrowski.
Polscy partyzanci zaczęli koncentrować swoje siły w Czerwonym Borze w połowie czerwca 1944 roku. Zgrupowaniu dowodził kpt. Jan Buczyński "Jacek" z AK, jego zastępcami byli Zygmunt Przeździecki "Wiesław" i Jerzy Klimaszewski "Ikar", zaś grupą NSZ dowodził kpt. Antoni Kozłowski "Biały". Planowali oni odbicie z więzienia w Łomży przetrzymywanych tam przez Niemców 150 mieszkańców Zambrowa i okolic. Do ich rozbicia okupanci skierowali, według różnych źródeł od 2,5 do 5 tysięcy żołnierzy. Krwawe starcie rozegrało się 23 czerwca w okolicznych lasach, zginęło w nim około 100 Polaków. Bitwa w okolicach Czerwonego Boru uważana jest za największe partyzanckie starcie drugie wojny światowej w naszym regionie.